Wyprawa do Ekwadoru, czyli przemarsz Aleją Wulkanów
Ekwador to państwo, które leży nad Oceanem Spokojnym. Sąsiaduje z Peru i Kolumbią. Należą do niego słynne wyspy Galapagos, które można uznać za największą i najsławniejszą atrakcję turystyczną tego kraju. Nazwa Ekwador (Ecuador) pochodzi od równika, który w tym rejonie jest wyjątkowo celebrowany i uważany za coś wyjątkowego, a nawet odrobinę magicznego. Wyprawa w to miejsce to prawdziwa przygoda dla miłośnika trekkingu i gór. Dlatego właśnie zdecydowaliśmy się na przemierzenie unikatowej Alei Wulkanów, której nie można znaleźć w żadnym innym na świecie.
Zróżnicowany klimat Ekwadoru
Ekwador ma mniejszą powierzchnię niż Polska, ale równocześnie jest on od niej dużo bardziej zróżnicowany. Można tu podziwiać lasy deszczowe, pacyficzne wybrzeże i surowe Andy ze szlakiem upstrzonym stożkami wulkanów. Tworzą one aleję, która jest celem naszej podróży. Jej klejnotami są dwa szczyty – Cotopaxi 5897 m n.p.m oraz Chimborazo o wysokości aż 6268 m n.p.m. Właśnie Chimborazo zasłużyło sobie na miano punktu najdalej wysuniętego względem środka geometrycznego Ziemi. W tym ujęciu wierzchołek ten jest najdalej wysuniętym w kosmos punktem naszej planety. To bardzo ciekawe, bo przyjęło się przecież uważać, że to Mont Everest jest najwyższy, a o równikowych wulkanach po prostu się zapomina. W rzeczywistości ze względu na kulistość naszej planety i to, że Ekwador znajduje się na samym równiku, to Chimborazo jest aż o 2 km bliżej Słońca niż Mont Everest. To ciekawostka, którą możesz zaskoczyć swoich znajomych.
Cotopaxi Chimborazo wyprawa a aklimatyzacja
Stolica Ekwadoru, czyli Quitó leży na wysokości 3000 m n.p.m. Wysokość ta może nie wydaje się wielka, ale może dać w kość osobom, które nie są do niej przyzwyczajone. Często turyści mają tu objawy choroby wysokościowej, które podczas wyprawy w Aleję Wulkanów mogą się jeszcze nasilić. Najlepiej jest więc spędzić przynajmniej kilka dni na tej wysokości, by dać sobie czas na aklimatyzację. Potem warto wybrać się na kilka niższych wulkanów np. Pichincha i Pasachoa. Dzięki temu można przyzwyczaić swój organizm do ciśnienia i powietrza, jakie panują na tej wysokości. Wybranie się na Chimborazo od razu po przyjeździe jest bardzo złym pomysłem. W tym wypadku nie warto się spieszyć, zwłaszcza że Ekwador ma bardzo dużo atrakcji dla turystów. Na pewno nie będziesz się nudzić, jeśli nie rozpoczniesz swojej wyprawy od wspinania się na najwyższy szczyt. Żeby poradzić sobie podczas wyprawy na Cotopaxi oraz Chimborazo konieczne jest już pewne doświadczenie we wspinaczce oraz niezła kondycja. Z całą pewnością nie jest to przygoda dla osób, które nigdy nie miały do czynienia z poruszaniem się na linie i w rakach.. Wyprawa do Ekwadoru to ogromne wyzwanie dla organizmu, więc koniecznie trzeba się do niej dobrze przygotować. Warto też podkreślić, że na najwyższe szczyty Alei Wulkanów nie powinno się wchodzić samodzielnie. Próby podejścia bez wykwalifikowanego przewodnika mogą skończyć się tragicznie. Bez wątpienia ten rejon nie jest bezpieczny, bo łatwo się w nim zgubić albo natrafić na szlak zasypany kamieniami. Jest też spore ryzyko lawiny kamiennej, przed którą nie ma żadnej ucieczki.
Cotopaxi wyprawa na sam szczyt
Zacznijmy od tego, że pomimo tego, że Ekwador leży na równiku, to nie jest tu zbyt ciepło. Z racji dużej wysokości koniecznie trzeba zabrać ze sobą ciepłe ubrania. Podczas wyprawy na szczyt na pewno przydadzą się też raki, czekan, uprząż i sprzęt niezbędny do przetrwania w ekstremalnych temperaturach. Pogoda w Alei Wulkanów jest bardzo zmienna. Może się zdarzyć, że spadnie ona nawet do minus 20 stopni Celsjusza. Zwykła kurtka i buty sportowe na pewno nie będą odpowiednim zestawem na wyprawę do Ekwadoru. Co ciekawe — jeśli nie chcesz wozić całego sprzętu ze sobą, to możesz też skorzystać z lokalnej wypożyczalni. W lokalnych agencjach wspinaczkowych znajdziesz wszystko, co może się przydać: od karabinków i śrub lodowcowych, poprzez kaski i przyrządy zjazdowe aż po śpiwory i specjalistyczne ubrania przeznaczone do wspinaczki wysokogórskiej. Na pewno przydadzą się też okulary przeciwsłoneczne, które ochronią oczy przed promieniowaniem słonecznym odbijającym się od śniegu oraz mocna czołówka. Jeśli chodzi o wspinaczkę, to najlepszy czas na nią jest pomiędzy grudniem a styczniem oraz czerwcem a lipcem. Za najgorszy czas z kolei uważa się kwiecień. Wtedy podejście jest najbardziej niebezpieczne. Na pierwszy ogień warto wybrać Cotopaxi. Jest to wysoki wulkan, ale z pewnością jest on mniejszym wyzwaniem niż Chimborazo. Jego nazwa oznacza w miejscowym narzeczu Szyję Księżyca. Ostatnia aktywność wulkanu miała miejsce 2016 roku! Cotopaxi znajduje się w parku narodowym. Wstęp do niego to koszt kilkunastu dolarów. Przy wejściu znajduje się bazarek z kilkoma straganami. Pilnują ich Indianki z dziećmi owiniętymi w chusty. Sprzedają produkty zrobione z wełny popularnych w tym rejonie alpak oraz wołowej skóry.
Zbliżając się do podstawy Cotopaxi można zauważyć, jak zmienia się roślinność. Przy wejściu do parku był sosnowy las. Im bliżej wulkanów, tym bardziej okolica pustoszała i zamieniała się w pustkowie. Na razie można poruszać się samochodem, ale niedługo to się zmieni i będziemy musieli z niego wysiąść. Koniecznie trzeba też będzie założyć ciepłe ubranie. W aucie jest przyjemnie, ale poza nim robi się już zdecydowanie chłodniej. Samochód można zostawić na niewielkim parkingu przy tablicy informującej, że znajdujemy się na wysokości 4500 m n.p.m.. Oddycha się tu już dość trudno. Bez wcześniejszej aklimatyzacji można mieć z tym poważne problemy. Od tablicy trzeba już iść pieszo. Nie ma więc innego wyboru niż zarzucić plecaki na plecy i ruszyć do schroniska. Znajduje się ono na wysokości 4800 m n.p.m.. Zatrzymamy się w nim na noc, by jeszcze przed świtem ruszyć w kierunku szczytu. Z racji wysokości większość osób w schronisku skarży się na lekki ból głowy. Tutaj to normalne. Rozrzedzone powietrze sprawia, że nawet przy powolnym poruszaniu się można dostać zadyszki. Dlatego wstajemy przed świtem, aby mieć czas na zdobycie szczytu. Wszyscy członkowie wyprawy muszą być wyposażeni w czołówki i raki. Wchodzimy na lodowiec, który zaczyna się około 40 minut marszu od schroniska. Jeśli wierzyć słowom przewodnika, to jeszcze kilkanaście lat temu na lodowiec znajdował się niemal przy samym budynku schroniska. Podkreślmy, że podejście na Cotopaxi od tego momentu jest już dużym wyzwaniem. Jest stromo i ślisko. Trzeba bardzo uważać, gdzie stawia się stopy. Nie ma jednak wątpliwości, że szczyt jest już niedaleko, bo w powietrzu czuć siarkę. Na szczyt w końcu wchodzimy po 6-8 godzinach od wyjścia ze schroniska. Mamy z niego świetny widok na Chimborazo, na który też planujemy wejść. Krater Cotopaxi ma około 700 m szerokości i 360 głębokości. Stojąc na jego krawędzi, można się przestraszyć. Podobno już wcześniej zdarzyły się wypadki, że zbyt ciekawscy turyści do niego wpadli. Nie ma wątpliwości, że takie przypadki mogły zakończyć się tylko tragicznie. Kiedy słońce już wzejdzie, robi się zdecydowanie cieplej. Dzięki temu podróż w dół jest szybsza i równocześnie bardziej ryzykowna. Lodowiec pod wpływem ciepła zaczyna się topić, a lodowe sople zaczynają wyglądać bardziej groźnie. To jednak dopiero przedsmak przed Chimborazo. Podejście na tamten wulkan okaże się dużo trudniejsze i zdecydowanie bardziej niebezpieczne.
Wyprawa na Chimborazo – jak wygląda trasa?
Chimborazo w miejscowym dialekcie oznacza Lodowy tron boga. W innym tłumaczeniu słowo to oznacza po prostu Wielką śnieżną górę. Indianie często nazywają go też “taita”, czyli po prostu “ojciec”. W jego pobliżu znajduje się też wulkan „matka”, czyli Tungurahua. Na Chimborazo nigdy nie należy wybierać się od razu po Cotopaxi. Trzeba dać sobie przynajmniej kilka dni na regenerację organizmu, bo to podejście będzie wymagało sporo wysiłku i samozaparcia. W przypadku tego wulkanu część drogi także można przebyć samochodem. Trzeba zostawić go przy pierwszym schronisku na wysokości 4850 m n.p.m.. Nie ma sensu jednak się w nim zatrzymywać. Lepiej jest przejść od razu do High Campu 5400 m n.p.m, dzięki czemu nasz atak szczytowy będzie trwał krócej. Droga do niego zajmuje około 2 godzin Podkreślmy, że w parkach narodowych na terenie Andów nie można nocować w innym miejscu niż do tego przeznaczonym schronisku bądź jak w przypadku High Camp miejscu. Rozbijanie własnych obozowisk nie wchodzi w grę. Rejon ten jest zagrożony kamiennymi lawinami, które niestety pochłonęły sporo ofiar. Wzdłuż szlaku znajduje się sporo tablic, które upamiętniają ich ofiary.
Ile zajmuje wejście na Chiborazo?
Wejście na Chimborazo zajmuje około 8-10 godzin. To nie jest wyprawa dla początkujących. Na szlak najczęściej wychodzi w okolicach północy- po popołudniowej i wieczornej drzemce. Od samego początku wyprawy trzeba mieć na głowie kask. W tym rejonie kamienie po prostu lubią spadać bez ostrzeżenia. W nocy pod tym względem jest odrobinę bezpieczniej, bo kamienie przymarzają do podłoża. Nieuważny krok może spowodować, że kamień spadnie na innych uczestników wyprawy. To dość pesymistyczna świadomość, której trzeba stawić czoła. Jest ślisko, stromo i bardzo niebezpiecznie. Ścieżka prowadzi przez lodowiec zakosami do góry. Nazwanie tej trasy ścieżką to spory komplement, bo w rzeczywistości widzi ją chyba tylko przewodnik. Nachylenie zbocza na tym odcinku wynosi prawie 60%… dlatego wciąż idziemy, a wysokość zmienia się niewiele.
Odpowiedni ekwipunek i kojący przystanek w miejscowości Riobamba
Im bliżej szczytu, tym czuć bardziej przenikliwy chłód. Ciepłe ubranie zdaje się na niewiele, bo zimno czuć nawet w rękawicach. W końcu wchodzimy na niemal płaski wierzchołek, z którego doskonale widać okolicę. Z tej perspektywy widać w oddali Ocean Spokojny i wszystkie pozostałe wierzchołki Alei Wulkanów. Bez wątpienia jesteśmy bardzo wysoko, a przed nami jeszcze ok 30 minutowe przejście na właściwy wyższy wierzchołek wulkanu. Nie możemy jednak spędzić tu zbyt dużo czasu. Jest już dawno po wschodzie Słońca. Pomału się ociepla, a co za tym idzie droga w dół może być jeszcze bardziej niebezpieczna. Z tego powodu trzeba się spieszyć. Topniejący lód i śnieg mogą poluzować kamienie, a to z kolei oznacza duże ryzyko lawiny… z którą nie mielibyśmy żadnych szans. Zejście odbywa się tą samą trasą, którą zdobywaliśmy szczyt. Po takiej wspinaczce widok schroniska i wizja odpoczynku w ciepłym łóżku są wyjątkowo atrakcyjne. Wspinacze najczęściej jednak dla zwiększenia komfortu snu na niższej wysokość na nocleg udają się do pobliskiej miejscowości Riobamba.
Bonus czyli Wyspy Galapagos
Nie można odwiedzić Ekwadoru i nie wybrać się na wyspy Galapagos. To znane na całym świecie Żółwie Wyspy, które zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Archipelag ten leży na Ocenie Spokojnym. Z pewnością zabawa z żółwiami może być świetnym sposobem na relaks po wyczerpującej wyprawie na Cotopaxi i Chimborazo. Wyspy są bardzo popularnym celem podróży wielu turystów. Przyjeżdżają tutaj wszyscy – od emerytów aż po rodziny z małymi dziećmi. Bez wątpienia jest tu tłoczniej, niż na górskich szlakach w Andach. Jeśli szukasz wypoczynku i marzy Ci się leżakowanie na słonecznej plaży w ciszy i spokoju, to na pewno Galapagos nie jest dla Ciebie. Jeśli jednak nie przeszkadzają Ci tłumy oraz liczne atrakcje przygotowane wyłącznie z myślą o turystach, to poczujesz się tutaj jak w domu. Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że na tym archipelagu życie płynie wolniej. Żółwie słoniowe przechadzają się po ulicach, pojedyncze foki wylegują się na kamieniach przy wodzie, a w niemal każdych krzakach wiją sobie gniazda egzotyczne gatunki ptaków. To prawdziwy raj dla osób, które uwielbiają rozpoznawać gatunki zwierząt. Z racji rozbudowanej bazy turystycznej na Galapagos można też dobrze zjeść i napić się aromatycznej kawy, z której słynie Ekwador. Tutaj też nie przydadzą Ci się cieple ubrania. Na tych wyspach nastaw się na przyjemne ciepło i wiatr wiejący od strony Oceanu. Na plaży pewnie przyda Ci się sweter, ale kurtkę raczej możesz zostawić w hotelu.
Czy widziałeś już największe żółwie świata – żółwie z Galapagos?
Jeśli kiedykolwiek widziałeś film z serii „Piraci z Karaibów” to na pewno słyszałeś o Tortudze. To miejsce, które koniecznie musisz odwiedzić, chociażby po to, żeby zobaczyć na żywo błękitną wodę i niemal biały piasek. To krajobraz jak z widokówki, mimo że trochę psują go liczni turyści. Najlepszą porą na wycieczkę na Galapagos jest czas od grudnia do maja. Upały wtedy są trochę mniejsze, a woda wydaje się cieplejsza. Jeśli więc chcesz nurkować i pływać w wodach zatoki, to ten okres będzie zdecydowanie lepszy na wyprawę.
W odwiedzinach u żółwi
Główna atrakcja Galapagos to oczywiście żółwie. Na wyspie Santa Cruz poruszają się one wolno i są tak przyzwyczajone do ludzi, że obecność turystów nie robi na nich większego wrażenia. Jeśli chodzi o żółwie z Galapagos, to wśród nich szczególną uwagę trzeba zwrócić na żółwie słoniowe. To gatunek, który wyróżnia się przede wszystkim swoim imponującym rozmiarem. Ta wyspa jest jednak prawdziwym sanktuarium żółwi. Z tego powodu nawet całkiem niedawno odkryto tam samicę gatunku, który uznano za wymarły. Żeby w spokoju podziwiać żółwie, warto wyposażyć się w kalosze, bo te przesympatyczne i tajemnicze gady lubią przesiadywać w podmokłych miejscach, w których mogą sobie swobodnie podjadać listki.
Jedna z najpiękniejszych plaż, jakie zobaczysz!
Jeśli już jesteś na Santa Cruz, to konieczne trzeba odwiedzić Puerto Ayora / Tortuga Bay. Technicznie rzecz biorąc, Puerto Ayora to miejscowość położona około 2 km od Tortuga Bay. Z tego powodu często wymienia się je jednym tchem. Plaża ta dzieli się na dwie części – Playa Brava oraz Playa Mansa. Ta pierwsza jest dość niebezpieczna, bo występują tu bardzo silne prądy morskie. Obowiązuje tu całkowity zakaz kąpieli, bo ryzyko wypadku jest bardzo wysokie. Z tego powodu warto przespacerować się jeszcze około 20 minut, by dotrzeć do Playa Mansa. To miejsce idealne do opalania się i kąpieli. Tutaj można też nurkować z rurką z małymi rekinami i legwanami morskimi. Jest tu również niewielka wypożyczalnia kajaków. Tutaj po prostu nie ma mowy o nudzie.