Maroko – nie tylko góry i pustynie
Maroko, państwo położone w północno – zachodniej części Afryki. Od Europy oddziela ją szeroka na ledwie 14 kilometrów w najwęższym miejscu Cieśnina Gibraltarska. Prawdziwi wyczynowcy są w stanie tę odległość pokonać wpław. Pomimo takiej bliskości naszego kontynentu, Maroko jest zupełnie odmienne od tego co znamy w Europie. Do Maroka udaliśmy się w celu zdobycia najwyższego szczytu tego kraju, jak i całej Afryki Północnej. Mowa oczywiście o Jebel Toubkal, najwyższym punkcie gór Atlas o wysokości 4167 metrów n.p.m. Dwa tygodnie spędzone w Maroko pokazało nam, że kraj ten to nie tylko góry i pustynne tereny. Jest tam znacznie więcej ciekawych rzeczy do zrobienia i zobaczenia.
Marrakesz – symbol Maroka
Nasza przygoda miała swój początek w Marrakeszu. Miasto leży u stóp Atlasu Wysokiego i jest świetną bazą wypadową w te piękne góry. Warto zatrzymać się tutaj również na trochę dłużej, z czego też skorzystaliśmy. W ciągu dnia odwiedziliśmy między innymi słynny plac Jamal el Fna, gdzie spróbowaliśmy pysznego soku ze świeżo wyciskanych pomarańczy. Gwarantuję wam, że tak dobrego soku w Polsce nigdzie nie kupicie. W mieście warto odwiedzić również okoliczne sklepy w Medynie – starówce Marrakeszu, a także zajrzeć w okolice Meczetu Koutoubia. Świątynia ta jest dla Marokańczyków symbolem podobnym do tego jakim jest Wieża Eiffla dla Francuzów, czy Statua Wolności dla Amerykanów. Do środka niestety nie wejdziemy, gdyż wstęp jest zarezerwowany tylko dla muzułmanów. Jednak nawet z zewnątrz budowla robi bardzo duże wrażenie. Po zjedzeniu obiadu i spacerze po wąskich uliczkach miasta, zaczęliśmy się szykować do drogi w kierunku wioski Imlil.
Imlil – berberyjska wioska ukryta w górach
Imlil – berberyjska wioska położona wysoko w górach Atlas jest naszą główną bazą wypadową na Jebel Toubkal. Miejscowość jest dość rozległa i dzieli się na kilka pomniejszych osiedli. Wioska osobiście zachwyciła mnie swoją zabudową i wysokogórskim charakterem. Można tam faktycznie poczuć, że jest się z dala od dużych miast i znanej nam, Europejczykom cywilizacji. A wszystko to w otoczeniu górskich kolosów. Jako że do Maroka przylecieliśmy w kwietniu, to trafiliśmy na moment, w którym większość wysokich szczytów dalej była pokryta dużą warstwą śniegu. Osobiście kojarzył mi się ten widok z naszymi Tatrami w zimę, tylko wyższymi o jakieś 1,5 kilometra Z wioski prowadzi kilka szlaków na otaczające ją szczyty. Nas rzecz jasna interesował szlak prowadzący do schroniska Refuge de Toubkal i dalej na szczyt Toubkala. Jednak, zanim wyruszyliśmy w drogę, postanowiliśmy poświęcić jeden dzień na trekking dookoła wioski. Przez większość czasu wędrowaliśmy na wysokości około 2000 metrów. Po drodze minęliśmy las sosnowy, odwiedziliśmy urokliwy wodospad, a także wpadliśmy do Berberyjskiej rodziny na tradycyjną Marokańską herbatę z gigantyczną ilością cukru :).
Toubkal – najłatwiejszy czterotysięcznik?
Trekking na najwyższy szczyt Afryki Północnej można podzielić na dwa etapy. Pierwszym z nich jest dotarcie z Imlil do Refuge du Toubkal na wysokości 3207 metrów n.p.m. Dojście do schroniska z samego dołu zajmie nam około 6-7 godzin razem z postojami na lunch i sok pomarańczowy. Sam trekking nie należy do szczególnie wymagających. Oczywiście cały czas poruszamy się stopniowo do góry, jednak nachylenie nie jest bardzo duże. Żeby wejść na szczyt nie są potrzebne umiejętności wspinaczkowe, nie ma praktycznie żadnego miejsca, gdzie trzeba by sobie pomóc rękami. Można to porównać do trekkingu po Tatrach Zachodnich. Z pewnością warto posiadać chociaż umiarkowanie dobrą kondycję fizyczną. Nie ma potrzeby jednak biegać ultramaratonów kontrolnych przed wyprawą. Przy odrobinie samozaparcia na szczyt da radę wejść każdy. Oczywiście należy pamiętać o tym, że szczyt ma ponad 4000 metrów wysokości. To może być wystarczająca wysokość, żebyśmy mogli ją negatywnie odczuć. Już przed dotarciem do schroniska niektórym członkom naszej ekipy oddychało się zauważalnie ciężej niż na dole. Do tego zimą niezbędne będą raki, a także czekan.
Przed schroniskiem niestety przykryła nas chmura i nie widzieliśmy ani szczytów otaczających schronisko, ani naszej jutrzejszej trasy. Późnym popołudniem dotarliśmy do Refuge de Toubkal i resztę dnia przeznaczyliśmy na szybkie przepakowanie się i odpoczynek. Chcieliśmy wykorzystać tyle nocy na sen, ile się tylko da. Mimo wszystko ze względu na wysokość i konieczność spania w 24 osobowym pokoju pełnym ludzi nie było to takie proste. Po słabo przespanej nocy, zaczęliśmy się szykować około 2:30. Wcisnęliśmy w siebie skromne śniadanie i chwilę po 4 w świetle czołówek ruszyliśmy w górę. Poruszaliśmy się wolnym tempem, prowadzeni przez naszego lokalnego przewodnika. Od momentu tragicznej śmierci Skandynawek w 2018 roku, nie ma możliwości wchodzenia na szczyt
samemu. My ten problem mieliśmy na szczęście z głowy. Nasz przewodnik Abdul dbał o każdego członka grupy i narzucił bardzo spokojne tempo. Pozwoliło to uniknąć większego zmęczenia na dużej części podejścia. Po około 2 godzinach marszu zaczęły nas ocieplać pierwsze promienie wschodzącego słońca, ukazując piękne i ośnieżone szczyty dookoła nas. My zaś dalej brnęliśmy przez dobrze zmrożony śnieg kierując się na przełęcz Tizi n’Toubkal na wysokości 3950 m.n.p.m. Z niej zostało już tylko pół godziny na szczyt. Jednak od tamtego miejsca wysokość coraz bardziej dawała o sobie znać. Tempo marszu wyraźnie spadło, ja sam czułem, że oddycha mi się wyraźnie ciężej niż jeszcze godzinę wcześniej. Jednak bliskość szczytu i piękne widoki dookoła dodawały sił i motywacji.
Ostatnie podejście stromo prowadzi do góry, wyprowadzając na grań szczytową. Z niej już możemy dostrzec charakterystyczny monument, przytwierdzony do szczytu. Udaje nam się! Po niecałych 5 godzinach marszu od schroniska całą grupą stajemy na Toubkalu! Mamy pod stopami całą Północną Afrykę. Pogoda tego dnia dopisała i mamy okazję zobaczyć ośnieżone szczyty Atlasu Wysokiego, Antyatlas, odległy o ponad 60 kilometrów Marrakesz. Przy idealnej pogodzie podobno można zobaczyć miejsce, gdzie zaczyna się Sahara. My pomimo, że jej nie widzieliśmy i tak byliśmy w niebo wzięci.
Na szczycie spędzamy około 30 minut, poświęcając ten czas na odpoczynek, zdjęcia i podziwianie widoków. W końcu nadchodzi czas, kiedy schodzimy do schroniska. Jeszcze tego samego dnia, zabieramy swoje wszystkie rzeczy i udajemy się na sam dół do Imlil. Pod
sam koniec w nogach czujemy już trudy wejścia. W końcu tego dnia pokonaliśmy 1000 metrów w górę i prawie 2,5 kilometra w dół. Wieczorem w hotelu czekała na nas zasłużona kolacja i odpoczynek. Trzeba było w końcu naładować baterię przed kolejnymi atrakcjami wyjazdu.
Wodospady Ouzoud – idealne miejsce na odpoczynek po akcji górskiej
Po zdobyciu Toubkala przyszedł czas na odrobinę odpoczynku. A nie ma u podnóży Atlasu lepszego miejsca do relaksu niż Wodospady Ouzoud. Brzmi trochę jak tania reklama? Spokojnie, gwarantuję, że będziecie zachwyceni tą klimatyczną miejscówką Dojazd do miejscowości Ouzoud z Imlil trwa około 4 godziny. Po drodze można zajechać również do Marrakeszu na małe zakupy, co też uczyniliśmy. Stamtąd już bezpośrednio udaliśmy się pod wodospady. Szybkie odstawienie bagażu i ruszamy. Wodospady mają wysokość 110 metrów i dzielą się na trzy kaskady, z czego najdłuższa ma 75 metrów. Czyni to je największymi wodospadami w Maroko i jedną z najbardziej znanych atrakcji tego kraju.
U podnóża wodospadów jest możliwość wykąpania się w jeziorze z szumiącą wodą tuż obok nas. Daje to możliwość pływania i relaksu w przepięknej scenerii. Pełno zieleni, wodospady, zielone szczyty gór w oddali. Każdy, kto myśli, że Maroko to kraj pustynny szybko zmieni zdanie.
Wspomnieć również należy o Makakach berberyjskich, które są tutaj drugą po wodospadach atrakcją. Małpki są dosłownie wszędzie. Chętnie wskakiwały nam na plecy w celu wyłudzenia jedzenia. Należy uważać, żeby nie ukradły wam niczego cennego i mieć wszystko dobrze zapakowane. Nie polecam robić dużo zdjęć małpom, gdyż zaraz zlecą się do was naganiacze żądający pieniędzy za zdjęcie. I chociaż nie są to ludzie agresywni, to z pewnością na dłuższą metę bardzo uciążliwi.
Ait Ben Haddou – z wizytą u gladiatorów
Po odpoczynku nad wodospadami, tym razem czekała nas atrakcja dla miłośników architektury i kina. Ait Ben Haddou to dawna ufortyfikowana marokańska osada, obecnie najbardziej znana z produkcji na jej terenie wielu znanych filmów ze słynnym Gladiatorem na czele. Jest to zatem prawdziwa gratka dla osób, które kinematografią się interesują. Spod wodospadów jedziemy do osady około 4 godzin. Jazda dostarczyła nam wielu emocji, gdyż jechaliśmy w iście wysokogórskiej scenerii. Krętą drogą pięliśmy się coraz wyżej, osiągając najwyższy punkt w Maroko, gdzie da się dojechać samochodem – Przełęcz Tichka na wysokości 2260 metrów n.p.m. Na przełęczy obowiązkowo zatrzymaliśmy się na podziwianie widoków i zdjęcia. Swoją drogą, było to całkiem ciekawe uczucie dojechać na wysokość, na której przebiega Orla Perć samochodem :).
Po krótkim postoju już bez przerw dojechaliśmy do Ait Ben Haddou. Będąc na miejscu zwiedziliśmy najpierw produkcję berberyjskich dywanów i ruszyliśmy zwiedzać miasto. Miejscowość ma bardzo wertykalny charakter, więc przez kilkadziesiąt minut szliśmy pod górę, aż osiągnęliśmy punkt widokowy na szczycie osady. Otaczał nas niesamowicie różnorodny krajobraz. W oddali widać było szczyty Atlasu, a bliżej zieleń mieszała się z bardziej pustynnymi sceneriami. Z góry widzieliśmy również całe miasteczko, które w barwach zachodzącego słońca wyglądało przepięknie.
Jeżeli po wizycie w Ait Ben Haddou wasza dusza kinomaniaka nie została zaspokojona, to nie martwcie się. W drodze do atrakcji Maroka położonych na południowym – wschodzie miniecie miasto Warzazat. Słynie ono z obecności Studia Filmowego Atlas, które zostało przerobione na muzeum. Zachęcam gorąco do odwiedzenia tego miejsca, naprawdę warto! Znajdziecie tam oryginalne rekwizyty i plany filmowe z takich tytułów jak Gladiator, Asterix i Obelix Misja Kleopatra, Klejnot Nilu, Mumia, Książe Persji, czy Gra o Tron. Cena za wstęp do muzeum to 80 dirhamów, czyli nieco ponad 40 złotych. Dodatkowo obok znajduje się Oscar Hotel, w którym nocowały gwiazdy, biorące udział w nagrywanych tutaj filmach. W samym muzeum oraz w hotelu jest również pełna lista filmów, które tutaj nakręcono.
Wąwóz Todra – kultowe miejsce wśród wspinaczy z całego świata
Po atrakcjach kulturowych, wróciliśmy do nieco bardziej ekstremalnych aktywności. Rozpoczęliśmy jazdę w kierunku Sahary i miejscowości z nią graniczącą – Merzougi. Po drodze nie mogliśmy nie wpaść zobaczyć przepięknego wąwozu Todra. Wąwóz ten jest prawdziwą mekką wspinaczy z całego świata. Przyciągają ich przepiękne ściany sięgające 400 metrów ponad drogę przejeżdżającą przez wąwóz. Swoistą bramą do tego wspaniałego miejsca jest miejscowość Tinghir. To właśnie w jej kierunku zmierzamy. Na miejscu\ mamy okazję spróbować małej wspinaczki po łatwej via ferracie. Wyceniana jest ona maksymalnie na B, czyli jest to ferrata idealna dla początkujących. Nie ma potrzeby brać ze sobą żadnego sprzętu z domu. W cenie 15 euro dostaniemy uprząż, kaski oraz lonże. Towarzyszyć będzie nam również lokalny przewodnik. Buty wspinaczkowe również nie będą potrzebne, wystarczy wygodne sportowe obuwie. Sama ferrata pozwoliła nam nieco zbliżyć się do tych majestatycznych ścian i dała sporo frajdy. Najciekawszym momentem jest z pewnością most linowy zawieszony nad urwiskiem skalnym. Po około godzinie jesteśmy już na dole. Osobiście czułem lekki niedosyt i chciałem zostać w tym miejscu dłużej. Myślę, że w przyszłości chętnie tutaj wrócę. Tym razem, żeby spróbować wspinaczki z liną 🙂 .
Pustynia – aktywny wypoczynek pośród diun
Kolejne dwa dni naszego pobytu w Maroko poświęciliśmy na odpoczynek u wrót prowadzących do Sahary. Merzouga, bo tak nazywa się miejscowość, w której się zatrzymaliśmy pozwala nam poczuć namiastkę pustyni. Dwie noce spędziliśmy w przestronnych nomadzkich namiotach w otoczeniu olbrzymich diun. Do dyspozycji mieliśmy również hotel z basenem, do którego przylegały namioty. Czas spędzony w Merzoudze przeznaczyliśmy głównie na pływanie w basenie i odpoczynek, podziwiając pustynny krajobraz. Niestety od pewnego czasu w celu ochrony krajobrazu nocowanie bezpośrednio na pustyni nie jest możliwe. Nie oznacza to jednak, że się tam nie wybraliśmy. Podczas naszego pobytu w Merzoudze, doświadczyliśmy między innymi wschodu słońca, po wcześniejszym przejeździe w głąb pustyni terenowymi samochodami oraz zachodu podczas karawany wielbłądów. Zachód słońca obserwowaliśmy dodatkowo ze szczytu najwyższej diuny w okolicy. W oczekiwaniu na słoneczny spektakl umilaliśmy sobie czas zjeżdżając z wydmy na sandboardzie – desce do zjeżdżania po piasku. Zabawa z deską jest świetna i daje mnóstwo frajdy. Każdemu to polecam. Wieczorową porą czekały nas na zakończenie dnia tańce i śpiewy przy ognisku i akompaniamencie lokalnej muzyki. Za dnia zaś udało się dostać do jednej z pobliskich mieścinek, a raczej osiedla składającego się z kilku domków i meczetu. Poznaliśmy kilku lokalsów i mieliśmy poczucie znalezienia się w miejscu, gdzie żaden turysta nie dociera. Jak więc widać mimo tego, że sporo czasu odpoczywaliśmy, to i tak udało się te dwa dni spędzić aktywnie 🙂 .
Ostatnie dni w Maroko
Nadszedł ten czas, kiedy trzeba pożegnać się z pustynią i ruszać w drogę powrotną. Po drodze zajechaliśmy na jeszcze jedną noc do Zagory – miejscowości znajdującej się blisko granicy z Algierią. Przez miasto przebiegał dawny szlak karawan wielbłądów do Timbuktu. Na dotarcie do miasta znajdującego się w Mali, karawany potrzebowały 52 dni wędrówki! W Zagorze zwiedziliśmy centrum miasta i spędziliśmy miło pożegnalny wieczór w hotelu, popijając wino i zaciągając się miętowym tytoniem z wodnej fajki. Następnego dnia przez większość dnia jechaliśmy w drogę powrotną do Marrakeszu, do którego dotarliśmy późnym popołudniem.
Pomimo wczesnego lotu następnego dnia, zdecydowaliśmy się małą grupką wyjść na miasto pod wieczór. Zobaczyliśmy wówczas Plac Jamal El Fna o zmierzchu. Wyglądał on zupełnie inaczej niż w dzień. Senny plac ze straganami oferującymi napoje zmienił się w wielkie miejsce spotkań ludzi z całego miasta. Na całym placu znaleźliśmy pełno stoisk z pamiątkami, artystów grających lokalną muzykę, tancerzy i magików. Polecam zwiedzić plac o zmroku, bo dopiero wtedy zaczyna się tam prawdziwe miejskie życie. Oczywiście przy odpowiedniej dozie ostrożności. Złodzieje w takim tłumie też się znajdą, a nikt chyba nie chce wracać do kraju bez portfela czy telefonu. Po odwiedzeniu placu i obkupieniu się pamiątkami na miejscowym suku, wróciliśmy do hotelu. Następnego dnia czekał nas transfer na lotnisko Menara i długi powrót do kraju.
Maroko – idealne miejsce na pierwszą podróż do Afryki!
Jeżeli ktoś by się mnie spytał, jaki szczyt z czwórką z przodu byłby idealny na pierwszy raz, to bez zawahania poleciłbym mu właśnie Jebel Toubkal 4167 m. Szczyt nie jest wymagający technicznie i przez większość roku nie jest pokryty śniegiem. Dodatkowo infrastruktura turystyczna wokół szczytu jest dobrze zorganizowana. W Imlil jest do dyspozycji dużo hotelików, a przed atakiem szczytowym możemy skorzystać z usług schroniska. Nie jest to więc wielodniowa wyprawa, wymagająca noclegu w namiotach i kolejnych obozach. Dodatkowa opieka lokalnego przewodnika sprawia, że szczyt należy do bardzo bezpiecznych. Dodając do tego fakt, że jest to jeden z tańszych trekkingów w Afryce, tym bardziej można ten szczyt polecić osobom chcącym się sprawdzić na wyższej górze. Sam swój wyjazd motywowałem właśnie tym, żeby zobaczyć jak będę się czuł na dużych wysokościach. Góra zostawiła u mnie same pozytywne wspomnienia. Podobnie sprawa ma się z atrakcjami, które czekały na nas po akcji górskie. Maroko dało się poznać jako miejsce bardzo różnorodne. Z pięknymi krajobrazami, ciekawymi zabytkami, przemiłymi ludźmi i dobrym jedzeniem. Jestem pewien, że nie była to moja ostatnia podróż do tego kraju. W końcu do eksploracji została cała północna część kraju, a także sporny teren Sahary Zachodniej. Wyjazd do Maroko był moim pierwszym poważniejszym i dłuższym wyjazdem za granicę i na pewno nie będzie to ostatnia podróż.
Autor: uczestnik wyprawy Piotr Zając